Σειρῆνες*

2014-06-02 22:08

Chociaż jak syreny budzą mnie o tobie sny**...

Teoretycznie wyszłam za późno, więc przekonana, że nie zdążę. Akurat podjechał jakiś autobus, którego trasy nie znałam, ale czas naglił, nie jechało nic innego, więc się nim zabrałam. Kto by pomyślał – podrzucił mnie idealnie na czas i w dodatku pod samiutkie drzwi. Ławki kościoła nordyckiego w Liverpoolu okazały się wesoło niebieskie i nie miały klęczników. Sam kościół jest w istocie przestronnym (zmieściły się nawet organy) poddaszem zgrabnego budynku. Wszystko, co tam widziałam, przypadło mi do gustu, mimo że w zasadzie od niego odbiegało. Nieco przede mną siedziała pani w czarnej, rozpiętej do połowy sukience (sic!). Właściwie nie jestem do końca pewna, w czym uczestniczyłam, ale było to ciekawe doświadczenie. Zgromadzeniu przewodniczył przedstawiciel kościoła anglikańskiego, uczestnicy byli co najmniej czterech różnych narodowości, hymny śpiewano po szwedzku, reszta była po angielsku, a poza wyznaniem wiary (zawierającym słowo ‘katolicki’!) wszystko wydawało się luterańskie. Kielich wypełniało czerwone wino i chociaż od lat znam dwupostaciową komunię (jest to w Anglii standard również u katolików), nigdy dotąd tak do mnie żadna nie dotarła – zawsze to było jednak białe wino, tj. wino, którego sama z siebie nigdy bym w sklepie nie wybrała i którego konotacje z krwią wydają mi się stosunkowo luźne. Czerwone wino w kielichu fundamentalnie zmienia percepcję zajścia. W najbliższą niedzielę jest tylko po szwedzku, więc nie wiem już sama, może zamiast norweskiego powinnam może jednak zacząć w czwartek szwedzki.

Chociaż jak syreny budzą mnie o tobie sny, jedno wiem na pewno...

...że kiedy jesteśmy dla innych dobrzy bez wzajemności, mamy wybór zrezygnowania z nich w którymś momencie lub wytrwania przy nich mimo wszystko. Podjęcie właściwego wymaga odkrycia kilku prawd, z których najważniejszą jest to, czy chcemy mieć daną niewygodę w naszym życiu. Nie: „Czy ta niewygoda jest tego warta, żeby się z nią męczyć?”, bo jej obiektywna wartość nie ma znaczenia, ale: „Czy my chcemy się z nią męczyć?” – czy w nas jest wola wspinania się na wyżyny człowieczeństwa dla tego, co nas przyprawia niemal wyłącznie o ból głowy (z natury nieskorej do dawania się we znaki). Zazwyczaj oczywiście nam się nie chce. Na nieszczęście tonących w depresji zaroiło się w dodatku od nieprzemyślanych motywacyjnych haseł i wszędzie rzuca się w oczy jakaś forma przesłania: „Zostaw w tyle negatywnych ludzi i otaczaj się pozytywnymi”. (Czekam z niepokojem, aż to się rozwinie do zsyłania ich na Sybir, żeby nie psuli krajobrazu obżartego samym sobą a poza tym ślepego szczęścia na kredyt).

Tymczasem upór bezsensowny nabiera sensu, gdy jest trwały, jak powiedział Stefan Kisielewski. Również wyłącznie trwałego uporu przyczyny są warte zgłębiania, choć jeśli nie obchodzą, nie muszą. (Nie są ostatecznie po to, żeby obchodziły). Innymi słowy, to nie dlatego, że się uszkodziło narzędzie poznania i się intelektualnie nie przyswaja znaczenia słowa ‘beznadziejny’; nie dlatego, że nie można by ostatecznie zniszczyć, zmienić i zapomnieć; nie przez skrzywione emocjami postrzeganie skłonne upatrywać zniewalającej wspaniałości w postępowaniu słabym i niezręcznym; nie dlatego, że koniecznie potrzeba do życia; nie dlatego również, że jak syreny budzą mnie o tobie sny, tylko dlatego, że chcę – po prostu, póki mogę, chcę, i to bez względu na poziom zrozumienia odbiorców i postronnych oraz wyrastające z niego podsumowania. Tak chcę i będę, chociaż jak Σειρῆνες budzą mnie o tobie sny...

 

_______________________________

* Greckie określenie mitologicznych syren

** Syreny by Artur Rojek

Wyszukiwanie