Credo

2013-08-11 14:03

Obowiązkiem i naturalną potrzebą człowieka wierzącego jest czynienie wszystkiego na chwałę Boga, ale do samego wielbienia musi być wiele dróg. Mówiono mi, że sakramenty będą mnie uzdalniały do bycia po bożej myśli, i przez jakiś czas wydawało mi się, że faktycznie tak jest, ale prosty eksperyment eucharystycznej abstynencji dowiódł, że to codzienny kontakt z Bogiem kształtuje moje postawy.

Ilu wierzących poddało swoje wierzenia krytycznej analizie? Ode mnie uczciwość i konieczność poznania siebie wymagają zmierzenia się z tym, w co wierzę i w co nie wierzę. I tak, wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego, stworzyciela nieba i ziemi = Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, i że Jezus χριστός jest synem człowieczym, pomazańcem/ wysłannikiem i świętym. Świętość zaś oznacza w pewnym sensie współistotność, ale nie równość, ponieważ Bóg jest święty ze swej natury, a każdy poza Nim w dążeniu do Niego i z tęsknoty za Nim może się wprawdzie w ten stan wprowadzić i w nim trwać, ale zostać z niego wytrąconym także może. Jezus pozostawał na Bogu całkowicie skoncentrowany i wierny Mu w każdej myśli, pieczołowicie identyfikując i dokładnie wypełniając Jego wolę, jest więc wzorem do naśladowania – starszym bratem. Jest skądinąd wybrańcem Boga i dla wielu na pewno mesjaszem, drogą, bramą, ponieważ faktycznie doprowadzi do ich zbawienia. Dla innych jednak mesjaszem nie jest, bo ich do zbawienia nie doprowadzi (nie można chyba zostać zbawionym wbrew własnej woli; jest zresztą ciekawe, że Bóg, który nie przyjmuje całopalenia, właśnie ten sposób miałby wybrać na zbawienie ludzkości). Biblia mówi, że tylko przez Jezusa można się dostać do królestwa Boga. Czy zatem oglądanie Boga w krainie żyjących zależy od wyznawania Jezusa jako jednej z postaci Boga, picia jego krwi i spożywania jego ciała? Sądzę, że nie, że albo to było bluźnierstwo, albo chodziło o sposób postępowania. Czyli pewnie to drugie. Wierzę bowiem, że wielkość Pana jest ponad podziały religijne (czyt. sposoby uwielbiania), ergo wszyscy poszukujący Go, negujący Jego istnienie i nieświadomi Go a skądinąd Go słyszący i postępujący tak, że Mu się podoba, są w dalszym ciągu Jego dziećmi i tak też są traktowani. Ci, którzy nie wierzą i/ lub nie są dobrzy, też do Niego należą. Nie wierzę, że Bóg na czyjąkolwiek uwagę nie ma nadziei, ale wiem z autopsji, że o tę, którą ma, walczy (albo jeśli ktoś woli to tak nazwać – za dobre wynagradza, a za złe karze). Wobec tego być może nie jestem jednak chrześcijanką, może nigdy nie byłam. Czy przestanę nosić krzyż i różaniec? Nie, ponieważ chcę tak wyrażać moje do Niego przywiązanie a nie znam na to lepszego sposobu. Są to zresztą bardzo wymowne i bliskie mi symbole pokonywanej drogi. Czy moje dawne (pięciokrotne?) pielgrzymowanie się z tym kłóci albo dowodzi, że pomieszało mi się w głowie? Nie, pielgrzymowałam w celu zsynchronizowania się Bogiem, dostrojenia się do Niego, odkrycia Jego planu dla mnie i wyleczenia się z siebie taką, jaką wiedziałam, że się w nim na pewno nie mieszczę. Czy przestanę chodzić do kościoła? Tak, w dużej mierze tak, aczkolwiek nie definitywnie i nie robi mi żadnej różnicy, do jakiego porządku kościoła wejdę. Ponadto chodziłam głównie słuchać słowa Bożego i je rozważać (za pokutę służyły niektóre kazania…). Prawdziwie kocham zresztą Biblię, ale po 29 latach myślę, że od dawna czas się zabrać za rozważanie innych świętych pism. Kto z moich wierzących znajomych czytał Koran albo Torę?

Spodziewam się, że muzułmańskie wyznanie wiary: Nie ma bóstwa oprócz Boga, a Mahomet jest jego wysłannikiem również mówi prawdę. Nie widzę takoż powodu, dla którego Żydzi mieliby się mylić w swoim wciąż trwającym oczekiwaniu na mesjasza. Postawy te ani trochę się nie wykluczają, aczkolwiek logika wymaga, żeby albo Mahomet był jak Jezus, albo Jezus jak Mahomet.

Papież stanowi głowę instytucji biurokratycznie potrzebującej zwierzchnika. Nie śledzę z bijącym sercem papieskich poczynań, dziwi mnie, jak robią to inni, i człowiek wybierany papieżem nie jest dla mnie autorytetem z urzędu, by default („domyślnie”, aczkolwiek to określenie ma też drugie znaczenie, które jest w tym kontekście wyjątkowo ciekawe, mianowicie „przez zaniedbanie”). Kościół katolicki mnie nie inspiruje, wręcz przeciwnie – gorszy mnie i nie chcę więcej legitymizować jego poczynań poprzez aktywne uczestnictwo. Uznam na nowo jego wartość, kiedy papież zdecyduje się wyprzedać wszystkie kościelne dobra i zamieni diecezje w zakony. Tymczasem weszłam jednak na papieskiego twittera (o urzekającej nazwie pontifex, czyli najwyższy kapłan) i co tam widzę? One cannot separate Christ and the Church. The grace of Baptism gives us the joy of following Christ in and with the Church (Nie można oddzielić Chrystusa od Kościoła. Łaska chrztu daje nam radość podążania za Chrystusem w Kościele i z Kościołem). Ze skądinąd budzącym nadzieję papieżem tym nie mogę się tu zgodzić. Wiara bez uczynków faktycznie jest pusta, ale to nie o te chodzi uczynki, nie o chodzenie do kościoła, tylko o wybory względem siebie i innych ludzi. Ponadto, to nie łaska chrztu daje nam radość podążania za Chrystusem, bo każdy człowiek może postępować wg chrystusowych nauk, bez względu na to, czy do Kościoła przynależy, czy nie, bez względu również na to, czy został ochrzczony. Jedyną różnicą jest tu świadomość.

Na odpuszczenie grzechów wyznaję zupełnie co innego niż jeden chrzest, a w każdym razie nie tylko jeden chrzest. Od gestu włączenia mnie (w dodatku bezwolnej) do wspólnoty tak a nie inaczej wierzących nie może zależeć moje zbawienie. Nie tyle oczekuję życia wiecznego w przyszłym świecie, co mam na nie nadzieję. Racjonalnie oczekiwać można tylko czegoś, o czym się sądzi, że nastąpi, czego się spodziewa, a jest w moim wypadku wręcz przeciwnie – nie zasługuję na to i nie jestem tego warta, tylko nieśmiało staram się być. Dlatego jedynie mam nadzieję, i w sumie wcale nie na życie wieczne, ale na wyjęte z ram czasu oglądanie Boga i Jego dóbr. Jeśli nie na tym miałoby to polegać, w ogóle nie chcę „żyć wiecznie”.

Przedstawiciele zakonu dominikanów nauczyli mnie, że różaniec czy egzemplarz Biblii nie muszą być poświęcone czy pobłogosławione przez kapłana, bo uświęcają się przez modlitwę. Tak samo wierzę, że jest z życiem i małżeństwem – właściwie pielęgnowane przyjmują u siebie Boga, ponieważ wszystkie filary udanego związku i życia Go reprezentują. Jeżeli decyzja o niezawarciu związku małżeńskiego w kościele będzie mnie jednak kosztowała zbawienie, to tym bardziej właściwą się okaże.

 

Step 1 (Krok pierwszy):

Koran po polsku: https://www.poznajkoran.pl/koran/1/

Koran po angielsku: https://www.clearquran.com/index.html

Wyszukiwanie