Dragon fruit

2015-02-28 17:56

Dbali o herbatę i żebym też ją miała, więc chociaż zwykle kawa, ich herbaty i dbałość smakowały mi najbardziej wyjątkowo.

Tam, gdzie jestem nim, mówię więcej, ale tam, gdzie jestem sobą z nim, o mowie prawie nie ma mowy. Jedne słowa, choć nie są do dupy, rozwijają się więc podobnie do rolek papieru toaletowego, podczas gdy inne oddają w eter jakiś niemy blask i gasną jak gwiazdy – nieżegnane, tracone niezauważalnie, choć w atmosferze bezrozumnego kultu, jaki otacza natarczywe marzenie, że mogłabym powiedzieć tamto. Te słowa są jak poszukiwane skarby, może więc wszystkie powinny takie być. Te ubrania są jak lustra, jak szable, łuski, kolczugi, zbroje – strzegą mnie tak pilnie, że aż są dla mnie niebezpieczne… Tymczasem drakoński owoc, bestialska słodycz, duszące, pudrowe utęsknienie za rozkosznym mirażem. A przecież smoczy owoc jest bardzo delikatny w smaku, nie zionie ogniem… Skąd więc tak żarłoczne pożary, zgliszcza, wiosenny dym, obracające się karuzele histerycznej fanaberii? Może tak już mają nieme, gwałcone bezwolnie poduszki – szkatuły pełne łez perłowych – z wściekłością mściwych rozpruwane sztyletami tylko po to, żeby się ostatecznie okazało, iż to tylko pęczki pierza…

Wyszukiwanie