Praepositio (przyimek)

2011-03-03 20:47

Zamaskowane pierwotnie, intencjonalnie (choć bez powodzenia) ukrywane zmieszanie jest z łatwością demaskowane. Niezdarna walka o utrzymanie czystego sumienia i tym samym dobrego samopoczucia jest beznadziejnie codziennie prowadzona. Bycie sobą okazuje się byciem czymś, co ma pewnych rzeczy w rażącym nadmiarze, a innych w porażającym niedomiarze. Nie wiadomo, czy się siebie wstydzić, czy się sobą chwalić. Albo raczej nie wiadomo, kiedy się siebie wstydzić, a kiedy się sobą chwalić… Z n-tej strony nie bardzo się lubi sobą chwalić, naturalniej się czuje ze wstydem za siebie, ale nawet wadliwym gołym okiem widzi, że do pewnej wartości mogłoby się niekiedy przyznać. Kompletny brak wprawy w byciu wartościowym powoduje jednakowoż niejaki zgrzyt i kontrola nad byciem skromnym (bynajmniej nie z natury, ale wskutek kilku brutalnych zderzeń z ludźmi prawdziwie pięknymi) wymyka się czasem z rąk, dryfuje gdzieś tam, może nawet przeobraża się w pychę w cudzym mniemaniu… Strach się domyślać.

Odkrywa diamentowe piękno człowieka upośledzonego umysłowo. Wydaje mu się ono poniekąd porównywalne z brylantowym geniuszem. A jakie jest piękno człowieka, który zajmuje się upośledzonym człowiekiem? Tego, kto znajduje w sobie dość troski, empatii, cierpliwości, pomysłowości i delikatności? Jak góra wszystkich brylantów na świecie…

Przez jakieś dwadzieścia lat niczego nie żałowało i było zdania – to głupie stworzenie – że nie miało czego, a teraz zapada się milami pod ziemię, patrząc na niektórych. No pewnie, mają jakieś wady, ale jakże bezbłędnie wykonują czynności, przy którym nam co i raz bezwiednie powijała się noga! Jakże wspaniali są w rolach, w których jakże beznadziejni my byliśmy! Powinno może na stałe przerzucić się na pluralis modestiae (użycie liczby mnogiej dla wyrażenia uniżenia)… Wobec tego bije brawo i płacze, ale nie dlatego, że jest wzruszone tymi (skądinąd wzruszającymi) scenami, ale dlatego, że był czas, kiedy samo powinno podobne równie prawidłowo odegrać, a zrobiło wprost przeciwnie. Było natchnione piekielnie (żeby nie powiedzieć, że z piekła rodem było), bezczelne i niewdzięczne, niesłusznie przekonane o błędnym i nieświadome słusznego…

W dzieciństwie przyrównywało się do czasownika, bo mu się wydawało, że jest co najmniej tak regens (rządzące) w życiu, jak to verbum (słowo) w zdaniu. Potem nieznacznie oprzytomniało i uważało się raczej za rzeczownik, no bo jak nie orzeczenie, to może przynajmniej podmiot czy dopełnienie. Ale i tym raczej nie było, więc zaczęło o sobie myśleć per przymiotnik, bo skoro nie jest opisywane, to przynajmniej opisywać będzie wartych opisywania. Czy ono wie? Nie wie samo. Chyba taki sobie z niego przymiotnik. Powinno być trafne, adekwatne, a jest ustawicznie niezadowolone ze stopnia, w jakim oddaje istotę rzeczy, a w dodatkuirytujące!występuje głównie w stopniu najwyższym. Koniec końców okazało się, że jest częścią mowy, którą w swych lingwistycznych rozważaniach najmniej poważało, wręcz od zawsze ignorowało, która nigdy nic dla niego nie znaczyła – praepositio (przyimek). Bywa proste albo złożone, bywa niebywale upierdliwe przy nauce (tego) języka, łączy się z (czasem odmiennymi) wyrazami i nadaje im inny sens, fakt, ale samo jest (zawsze) nieodmienne i całkowicie niesamodzielne. Nic samo nie znaczy. Nic.

Wyszukiwanie