Tempora mutantur et nos mutamur in illis

2013-05-22 22:58

Kiedyś nie wiedziałam, skąd Liverator wie, że ktoś jest Polakiem. Zobacz, Polacy idą – zdarzało mi się od niego usłyszeć i się zdziwić. Wczoraj jeszcze nie wsiadła ta para do autobusu, a już pomyślałam: O, Polacy. Nie wiem, kiedy się uwrażliwiłam na te rysy, postury i ekwipunkowo-garderobiane preferencje. Ruch lewostronny, zajmujące pół jezdni zaparkowane samochody i sztuczne włosy czarnych kobiet już mnie nie rozpraszają. Przywykłam nawet do angielszczyzny w wydaniu różnych dziwnych nacji i do wstydu za bezwstyd wielu Polaków żyjących za granicą. Nieoczekiwanie zrozumiałam, że powrót do Polski jest czymś w pewnym sensie niepożądanym i poniekąd wręcz niemożliwym (w każdym razie jeśli chodzi o wiek przedemerytalny). Czy mogłabym i chciała zamienić jeszcze kiedyś nieustanną stymulację intelektualną (jaką za sobą pociąga życie i rozwój w obcym języku) na zwiotczałą substancję przytłaczającej (tu chciałam użyć przymiotnika urobionego od nazwy stolicy, ale mnie zabolała) codzienności i tęsknot? Przecież bym umarła. Mimo że specyficzne osamotnienie człowieka nie opuszcza, pozostaje być może tylko odchodzić coraz dalej od substancji trujących wszelkiego rodzaju, nie tylko tych w Polsce, ale również tych za granicą. Wobec czego (z dużą dozą niedowierzania) spróbowałam się dostać w kolejne nowe środowisko zawodowe, żeby tę pępowinę ostatecznie w którymś momencie przeciąć. O dziwo się dostałam. Wspomnienia zerwały się jak tornado; tak odległe, że aż mi smakują jak dobra fikcja. Pamiętam to w HD – szliśmy Oboźną, on szybko, a ja z szybko bijącym sercem, i powiedział, że koniec jednego jest zawsze początkiem drugiego. Co do uczenia, twierdził, że jeśli czegoś, to pewnie angielskiego. Pamiętam, jak mi się to wtedy wydało nieprawdopodobne. Teraz wydaje mi się taką leniwa akcja serca, kiedy o tym myślę. Westchnięcie pozostało po bezdechu. Umieramy słusznie, za takie niewierności.

Wyszukiwanie