Wysiłki

2010-09-18 00:33

Doprawdy, nie mogę w to uwierzyć, że dałam się namówić nawet na taniec. Przecież ja nie tańczę! (Rumieniec wstydu). Mam nadzieję, że tego nikt nie widział! (Rumieniec wstydu). Okazuje się, że w określonej sytuacji, towarzystwie, okolicznościach przyrody, załamaniu rzeczywistości można być ozdrowiałym chorym, można czuć się wspaniale, bez względu na to, jak szkaradnie musi się za chwilę zapluć krwią tapicerkę samochodu zdziwaczenia, do którego się wsiądzie, z którego nie sposób wszak wysiąść... Niesamowite. (Zalała mnie wdzięczność).

        Od jakiegoś czasu czuję się naga. Nic dziwnego, skoro postanowiłam się zdobyć na jakąś formę ekshibicjonizmu, prawda? Postawiłam przecież siebie na wystawie i konsekwentie codziennie z niej siebie nie zdejmuję. Pozwalam się oglądać, omawiać i krytykować, pozwalam siebie obojętnie mijać, pozwalam się przy sobie zatrzymywać z bezemocjonalnym zainteresowaniem lub czułością, pozwalam siebie nawet nie zauważać, pozwalam siebie świadomie zostawiać w tyle i nieodwołalnie zapominać. Troskliwie dbam o tych, którzy postanowili zostać, i z żalem patrzę za tymi, którzy się oddalają, lecz (niestety) nie ruszę się z miejca... Teraz już nie mogę tego, co dawniej. Czasem potężnym wysiłkiem woli, ale jednak zaakceptuję decyzje moich „przechodniów”. Co za szkoda, że nie można w nieskończoność być tak próżnym, by nie wiedzieć, że szczytem dobra względem pewnych ludzi jest wyrzeczenie się ich, niezawłaszczanie ich, niezatrzymywanie ich przy sobie, kiedy nie można dać im tego, czego szukają i potrzebują! Co za szkoda, że urodziło się tak żarłocznym innych ludzi i że trzeba ich sobie odmawiać jak łechcących podniebienie posiłków! Co za szkoda, że się jest tak wytrwałym i dojrzałym, że nie można siebie samego oszukać na tyle, by sobie pozwolić na popełnienie błędu... Tak, w pewnym momencie życia człowiek wie już, że tylko jedna potrawa może nasycić jego głód, i wie doskonale, która to. Resztę stanowi przyjaźń – najczystsza, najszlachetniejsza, najbardziej boska więź międzyludzka, której potrzebujemy niezależnie i o którą nieprzejednanie zabiegamy. Nie sądzę, żeby można było walczyć waleczniej za kraj, niż za przyjaźń. Wszak przyjaźń to właśnie pewna kraina... Nie do zapomnienia, gdy raz zakreślono jej granice. Nie można nie marzyć o powrocie w nie, jeśli nas stamtąd wygnano. Nie można nie czekać na ich otwarcie. Nie można nie zrobić wszystkiego, by tam wejść, czy to raz pierwszy, czy enty...

        A jednak wielce jest niepokojące, że zawsze można się po sobie nie spodziewać, że się tak zadrzy, że się nie pozostanie całkowicie obojętnym na jakiś bodziec, jak by się tego właściwie należało spodziewać. Spore zdziwienie ogarnia człowieka, kiedy się dowiaduje, jak mało o sobie wie na pewno. Scio me nihil scire (wiem, że nic nie wiem) jest, niestety, być może najszczerszym i najmądrzejszym stwierdzeniem, jakie może wyjść z ludzkiego umysłu i ludzkich ust. Zdaje nam się, że tyle mamy do zrobienia i odkrycia, a w sumie niewykluczone, że żyjemy, żeby to jedno zrozumieć i to jedno wyznać.

Wyszukiwanie

Niech żyje wolność słowa!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.